4 lipca 2014

Jestem potępiony


     Moje życie tamtego jednego pamiętnego dnia zostało wywrócone do góry nogami...

     Z początku wydawało mi się, że to będzie kolejny zwykły dzień. Tak jak każdego poranka w czasie lata, wyszedłem na dwór. Miałem swoje ulubione miejsce, do którego lubiłem chodzić. Była nim piękna łąka, na której znajdowało się wiele kwiatów. Zawsze ucinałem tutaj drzemkę. Myślałem, że nikt poza mną tutaj nie przebywał, ale było inaczej.
    Gdy zamknąłem oczy, usłyszałem jakiś huk. Jakby coś przywaliło w ziemię. Nie miałem pojęcia co to było, ale przecież mogłem to sprawdzić.
    Podniosłem się gwałtownie z ziemi i udałem się do źródła dźwięku. Byłem zaskoczony tym co zobaczyłem. Na trawie leżał ranny upadły anioł. Miał ciemne włosy i zielone oczy. Był piękny, ale bałem się go. Słyszałem w swojej wiosce, że one wyrządzają bardzo wiele szkód i są bardzo złe.
    Nie chciałem, by mnie zabił, ale też nie mogłem go tak zostawić. Próbowałem go podnieść, ale za dużo ważył. Postanowiłem, że go obudzę.
    Wyciągnąłem niepewnie rękę w jego stronę, lecz nie dotknąłem go, bo chłopak się obudził.
     Odskoczyłem od niego jak oparzony i schowałem się za drzewem. Zza niego dostrzegłem jak anioł otrzepuje swoje skrzydła oraz poprawia włosy. Czyli nie był tak zraniony jak myślałem. Skoro nic wielkiego mu nie dolegało, to stwierdziłem, że wrócę do wioski.
     Niestety nie zrobiłem nawet kroku, gdyż zostałem przez niego zauważony.
     Pisnąłem i zacząłem błagać, by mnie nie krzywdził.
- Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. - Powiedział tak miękkim głosem, że mu uwierzyłem.

    Wyszedłem zza drzewa, ale nie podszedłem do niego. Jeszcze mogłem tego pożałować.
-  Dlaczego wszyscy myślą, że każdy upadły anioł jest zły? - Zapytał i podszedł do mnie. Miałem ochotę odwrócić się i uciec, ale on złapał mnie za ramiona i spojrzał w moje oczy. Miał śliczne zielone tęczówki...Nie. Nie daj się zwieść! Na pewno chciał użyć na mnie jakiejś sztuczki, bym mu uwierzył! Był upadłym aniołem, do jasnej cholery! Ktoś taki nie mógłby być dobry!

    Wyrwałem mu się i przyjąłem pozycję obronną.
-  A to nie mówi samo przez siebie? - Gdyby był zwykłym aniołem, to byłby dobry, ale skoro miał czarne skrzydła, to znaczyło, że był zły.
- Po prostu moje poglądy były inne niż Boga, przez co mnie wygnał z raju. - Odparł i wzruszył ramionami.
- Myślisz, że ci uwierzę? W mojej wiosce mówią... - Przerwałem.  To, że oni mieli swoje zdanie, nie oznaczało od razu, że i ja miałem takie mieć.
- No dobrze. Przypuścimy, że mówisz prawdę.  Powiedz mi skąd się tu wziąłeś i jak się nazywasz? - Chciałem to wiedzieć, bo jakoś musiałem się do niego zwracać.
- Już mówiłem. Zostałem wygnany, a nazywam się Kenji, a ty?
- Jestem Arata. - Odpowiedziałem. Przestałem przyjmować pozycję obronną. Nie wyglądał agresywnie, a poza tym był cały poobijany. W takim stanie raczej nic, by mi nie zrobił.

   Postanowiłem zaryzykować i podszedłem bliżej niego.  Stwierdziłem, że przekonam się sam, czy wszyscy w wiosce mają rację co do upadłych aniołów. Najwyżej przypłacę to życiem. Lepsze to niż  podążanie za resztą ludzi. Ja to ja. Człowiek powinien myśleć za siebie. Mieć swoje zdanie, a nie zgadzać się z innymi, bo tak jest wygodniej.
- Dam ci szansę. Udowodnij mi, że jesteś dobry. - Powiedziałem stanowczo. Niestety nie otrzymałem odpowiedzi, bo Kenji upadł na ziemię.
- Wszystko w porządku? - Spytałem zaniepokojony.
- Wygląda na to, że upadek z nieba był bardziej bolesny niż myślałem. - Odparł, po czym próbował wstać, ale niezbyt mu to wychodziło. Nie mogłem go tak zostawić. Musiałem się nim zająć.
    Wyjąłem ze swojej skrytki w drzewie koc. W drzewie była taka dziura, w której chowałem różne rzeczy. Spędzałem tu w końcu dużo czasu, więc marnowałbym czas, gdybym za każdym razem się wracał po jakieś przedmioty.
   Kocem zakryłem chłopakowi skrzydła i zarzuciłem sobie jego ramię za swoją szyję. Gdybym nie zakrył jego skrzydeł, to wszyscy w wiosce dowiedzieliby się kim był ciemnowłosy.
   Chłopak był dosyć ciężki, ale przytomny, więc jakoś udało nam się dotrzeć do mojego domu. Na szczęście nikt nie rozpoznał w nim upadłego anioła.
   Zaprowadziłem go do kuchni i posadziłem na krześle. Opatrzyłem jego rany i wyczyściłem skrzydła. W sumie to miał je naprawdę ładne. Dobrze, że potrafił je zgiąć, bo gdyby były wyprostowane, to na pewno nimi wyrządziłby jakąś szkodę. Choćby na przykład coś, by potłukł.
   Moje zachowanie zapewne było dla niego dziwne. W końcu na początku byłem wobec niego nie ufny i  się go bałem, a teraz mu pomogłem. Po prostu nie zostawiłbym nikogo w potrzebie, nawet jeśli miałbym stracić przez to życie.
- Chciałem tylko uświadomić tobie, że nie jestem zły. Nie musisz się zmuszać do pomagania mi. - Powiedział Kenji. Jego słowa przyprawiły mnie o chichot. Naprawdę sądził, że byłbym wstanie zostawić go tam tak samego?
- Nie zmuszam się. To po prostu ludzki odruch. Szkoda,  że wiele ludzi go utraciło. - Mruknąłem bardziej do siebie. W tych czasach, każdy troszczył się tylko o siebie. Ważne by im było dobrze i żeby nie mieć jakiś kłopotów podążają za stadem. To straszne, że człowiek na przełomie lat zmienił się i to na gorsze.
- W każdym razie dziękuję ci. - Odparł i po chwili pocałował mnie w policzek, przez co się zaczerwieniłem i odskoczyłem od niego jak oparzony.
- N-nie rób takich rzeczy więcej!
- Dlaczego?
- Bo...bo to krępujące, jasne? - Burknąłem. Jak można całować kogoś kogo się nie znało? Nawet jeśli to było tylko w policzek.

  Gdy skończyłem go opatrywać, podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej dwa jabłka. Jedno rzuciłem chłopakowi, a drugie zacząłem jeść.  Nic innego na tą chwilę nie mogłem mu podać, ponieważ nie zrobiłem jeszcze zakupów.
- Pójdę na rynek i kupię coś do jedzenia, a ty zostań tutaj. Nie ruszaj się stąd. Jak ktoś by cię zauważył, to zostałbyś prawdopodobnie zabity. - Po tych słowach wyszedłem z domu. Dobrze, że nie miałem daleko do centrum, dzięki czemu szybko kupiłem to co trzeba.

   Kiedy wróciłem Kenjiego nie było w kuchni. Wystraszyłem się, bo pomyślałem, że uciekł, ale po sprawdzeniu pozostałych pomieszczeń okazało się, że ten zasnął w moim łóżku. Może i nie był kimś złym, ale na pewno można powiedzieć, że był kłopotliwy. To moje łóżko i tylko ja mogłem w nim spać. Zdawałem sobie sprawę z tego, że powinien odzyskać siły, ale miałem zamiar przygotować mu jakieś posłanie. Nie przyszło mi do głowy, by mógł spać gdzieś indziej.
   Szturchnąłem go lekko, chcąc by się obudził. Nie ocknął się, ale za to przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. Próbowałem się uwolnić z uścisku, ale mocno mnie trzymał.
- P-puszczaj...Ej! Ty się uśmiechasz! Czyli jednak nie śpisz! - Powiedziałem oburzony z wypiekami na twarzy.
- Chciałem cię przytulić. Miałem cię nie całować, ale tego mi nie zabroniłeś. - Zachichotał i mnie puścił.
Ty...- Myślałem, że go uduszę. Ja mu pomogłem, a ten się ze mnie nabijał.

   Westchnąłem. Nie było sensu się na niego złościć. W końcu i tak jutro stąd odejdzie, a ja zdążyłem się już przekonać, że nie był zły. Jednak coś mi tu nie pasowało. Skoro był upadłym aniołem, to musiał coś przeskrobać. Nie mógł nim zostać od tak. Niby mówił, że powodem tego były inne poglądy niż miał Bóg, ale nic więcej na ten temat nie miałem pojęcia.
-  Bardzo mnie ciekawi dlaczego zostałeś potępiony przez Boga. - Odparłem prosto z mostu. Możliwe, że tak naprawdę zrobił coś bardzo złego, a przez ten cały czas mnie okłamywał. Nie znałem go praktycznie wcale.
Przykro mi, ale nie powiem ci. Dowiesz się o tym innym razem.
     Nie była to co prawda odpowiedź której się spodziewałem, ale nic z tym nie mogłem zrobić. Przecież nie zmuszę go, by wszystko mi wyśpiewał. Najlepiej będzie jak poczekam, aż sam mi o tym powie, choć pewnie nie będzie na to czasu, bo jutro wróci do siebie i stąd odejdzie.

- Pójdę zrobić coś do jedzenia, a ty sobie tutaj leż.
Poszedłem do kuchni, ale Kenji jak widać nie miał zamiaru mnie posłuchać, bo wstał z łóżka i podążył za mną.

- Miałeś zostać w łóżku.
- Po co? Czuję się już dobrze. - Rzekł i przytulił mnie, opatulając przy tym moje ciało skrzydłami.
- Skoro czujesz się już dobrze, to możesz stąd odfrunąć. - Odsunąłem się od niego i  zająłem się przygotowywaniem posiłku.
- Nie mogę, bo mam złamane skrzydło jakbyś nie zauważył.

    Odwróciłem się w jego stronę i sprawdziłem czy mówił prawdę. Miał rację. Jedno skrzydło było złamane, albo raczej zwichnięte. Sądziłem, że po prostu potrafił je tak zginać. Nie przypuszczałem, że to nie to. Wychodziło na to, że będzie musiał u mnie zostać dłużej. Może nawet i na dwa tygodnie. Nie mogłem wezwać lekarza, bo każdy poza mną tępi te istoty. Gdyby go poznali, zrozumieliby, że Kenji nie był taki jak każdy upadły anioł. Nie chciałem ryzykować, bo jeszcze coś, by mu się stało, dlatego wolałem go ukryć u siebie w domu. Jeśli nie będzie stąd wychodził przez te dwa tygodnie, to nic mu się nie stanie, a jak wyzdrowieje, to po kryjomu zaprowadzę go na tamtą łąkę z której będzie mógł odlecieć.

    Usiadłem przy stole, na którym postawiłem jedzenie, a Kenji usiadł obok mnie. Chciałem go trochę poznać, więc zacząłem z nim rozmawiać. Miał spędzić u mnie trochę czasu, więc wypadałoby czegoś się o nim dowiedzieć. Nie był zbytnio rozmowny jeśli mówiliśmy pytałem go o jego przeszłość, ale mogłem stwierdzić, że on naprawdę nie był kimś złym. Szkoda, że nie wyjawił mi dlaczego został wyrzucony z nieba. Może bał się, że jak poznam prawdę, to go wyrzucę i znowu zacznę się go bać? Nawet jeśli zrobił coś bardzo złego, to ja go nie odtrącę, bo przeszłość, to przeszłość. Liczy się przyszłość.
 
   Podczas tej pogawędki wiele się o nim dowiedziałem, tak jak on o mnie. Nawet nie zdążyłem zauważyć, że nastał wieczór. Chyba pora bym przyszykował mu jakieś miejsce do spania.
   Wstałem od stołu i udałem się do swojej sypialni razem z Kenjim. Wyjąłem z szafki jakiś koc i położyłem go na podłodze.
- Nie chcę na tym spać. Ja chcę spać z tobą. - Mruknął naburmuszony i wpakował się do mojego łóżka. Miałem co prawda dosyć duże łóżko, ale...
- Zgoda. Powinniśmy obaj się na nim zmieścić. - Odparłem zrezygnowany. Nie miałem zbytniej ochoty, by się z nim kłócić.
- Idę wziąć kąpiel. - Zakomunikowałem. Kenji zapytał czy może ze mną. Zaczerwieniłem się i krzyknąłem, że nie, a następnie udałem się do łazienki. Rany. Mógłby przestać się tak zachowywać. Nie miałem nastroju do żartów.

   Po umyciu się wróciłem do pokoju. Zaproponowałem chłopakowi, by też się wykąpał, ale on uznał, że zrobi to rano. Szczerze, to nawet lepiej. Gdyby teraz poszedłby się umyć, to musiałbym znowu zająć się jego ranami, a dziś nie miałem na to ochoty.
   Wskoczyłem do łóżka i zamknąłem oczy. Niewiele minęło, a Kenji się do mnie przytulił. Zaczerwieniłem się, ale nie odsunąłem się od niego. To nie tak, by mi się podobał, czy coś. Lubię to uczucie, gdy jego skrzydła mnie obejmują.
**

   Te dwa tygodnie spędzone razem były naprawdę miłe, ale noce były natomiast dziwne. Zawsze gdy ze mną spał to mnie przytulał, a z czasem nawet pojawiły się z jego strony pocałunki w policzki, czoło i nos. Na początku go odpychałem, ale później przestałem, bo zaczęło mi się to podobać. Oczywiście nie przyznałem mu się do czegoś takiego. Z resztą dzisiaj miał być dzień, w którym mnie opuści.

   Wyszedłem z nim dosyć wcześnie, ponieważ chciałem spędzić jeszcze trochę czasu razem.
Udaliśmy się do miejsca, gdzie spotkałem go po raz pierwszy. Postanowiłem, że przed jego odlotem wyjawię mu, że się w nim zakochałem. Pewnie mnie wyśmieje, ale przynajmniej nie będę później żałował, że tego nie zrobiłem.
   Niestety nastał wieczór, a ja ciągle nie powiedziałem mu co czuję. W dodatku zaczął padać deszcz. Teraz miałem jedyną okazję, by to zrobić. Drugiej szansy mieć nie będę.

- K-Kenji, ja... - Nie dokończyłem, ponieważ przed moimi stopami wbiła się strzała. Wystraszyłem się nie na żarty.
Złapałem chłopaka za rękę i pobiegłem przed siebie. Możliwe, że jednak ktoś dowiedział się o nim i powiadomił innych mieszkańców.

- Musisz uciekać! Leć! - Krzyknąłem. Kenji próbował wzbić się w powietrze, ale nie potrafił. On dalej nie potrafił latać! Myślałem, że gorzej być już nie może, ale bardzo się pomyliłem.

Ktoś wycelował strzałą w niego, a ona przebiła go na wylot. Złapałem upadającego chłopaka, który wylądował w moich ramionach.
- Kenji! - Krzyknąłem. To nie miało się tak skończyć!
    Zleciał się cały tłum, który próbował mnie od niego odciągnąć, ale ja nie miałem zamiaru go puścić.

   Upadłem z nim na ziemię, roniąc przy tym morze łez. Po chwili poczułem jak jego ręka dotyka mojego policzka. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego.

- Arata...proszę nie płacz. Widocznie tak musiało być. To zapewne moja kara za zmienienie przeznaczenia.
- O-o czym ty mówisz? - Spytałem zdławionym głosem.
- Obiecałem ci, że kiedyś się o tym dowiesz, więc powiem to teraz. Wiesz, że Bóg decyduje o losie ludzi? O twoim też. Twoim przeznaczeniem było umrzeć tego dnia, gdy cię spotkałem. Nie chciałem do tego dopuścić. Sprzeciwiłem się Bogu. Powiedział mi, że będziesz żyć, ale tylko wtedy, gdy ja zostanę wygnany. Zgodziłem się na to. Nie chciałem, by coś ci się stało. Od zawsze cię obserwowałem. Arata, choćby nie wiem co, żyj. Kocham cię. - Po tych słowach pocałował mnie, a zaraz po tym osunął się z moich ramion. -
- Kenji! Kenji! Nie opuszczaj mnie! Ja też ciebie kocham! Nie odchodź! Błagam! - Krzyczałem zrozpaczony, ale nic to nie dało. On nie żył. Nie obchodziło mnie to, że padało, że byłem mokry, a na rękach miałem jego krew. Chciałem, by do mnie wrócił.

   Podniosłem się na chwiejnych nogach i spojrzałem w stronę ludzi, którzy widzieli to wszystko.
- Jak mogliście! On nie był jak inne upadłe anioły! Był dobry! Uratował mnie! - Wrzasnąłem na całe gardło, nie mogąc powstrzymać łez.
- On cię zwiódł! - Powiedziała jakaś kobieta.
- Nie prawda! Naprawdę go kochałem, a wy go zabiliście!
 
   Próbowali mi wmówić, że był zły, ale ich nie słuchałem. Narzucili sobie czyjść pogląd i trzymali się go kurczowo, by wpasować się do otoczenia. Człowiek nie myśli jednostkowo. Narzuca tylko sobie czyjeść zdanie, bo tak bezpieczniej i łatwiej. Ja byłem inny. Myślałem za siebie. Miałem swoje zdanie.  Spotkałem kogoś wyjątkowego, ale oni mi go odebrali. Gdyby każdy nie myślał schematycznie i stereotypowo, to wszystko potoczyłoby się inaczej.

   Ludzie porozchodzili się do swoich domów, a ja podszedłem do Kenjiego. Zdziwiłem się, bo jego ciała nie było. Słyszałem, że zabity anioł znika na zawsze. Nie tylko ciało, ale i dusza.

   On odszedł, a mi pozostało po nim tylko czarne pióro, które znalazłem na trawie...

Chłopak z moich snów

   

      Od jakiegoś miesiąca co noc jakiś chłopak nawiedza moje sny. Może to za dużo powiedziane. Po prostu w nich jest. Na początku nie chciałem ich mieć, ale z czasem się przyzwyczaiłem, a nawet je polubiłem. Nie. To za mało. Ja po prostu zakochałem się w tym chłopaku ze snu. Ma ciemne włosy, ciemne oczy i tajemniczy głos.
     Nienawidziłem poranków, bo przez nie, nie mogłem dalej śnić. Widzieć swojego ukochanego. Tylko tam mogłem go widzieć. Spędzać z nim czas, przytulać go i całować. Wiem, że jest on tylko wytworem mojej wyobraźni. Nie było możliwości bym mógł go spotkać na żywo. Świat snów to jedyne miejsce, w którym mogłem z nim być...Przynajmniej tak mi się wydawało.
     Tego dnia, tak jak zwykle poszedłem do szkoły. Niby nic nie zwykłego. Lekcje jak lekcje, ale nie spodziewałem się, że dzisiejszy dzień będzie trochę inny.
Nauczyciel pod koniec lekcji oznajmił, że do naszej klasy dołączy nowy uczeń.
Jakież było moje zdziwienie, gdy chłopak, który stanął przy tablicy wyglądał jak...
- Chłopak z moich snów! - Krzyknąłem na głos, co wywołało śmiech u pozostałych, a zmieszanie u mnie i nowego, który nazywał się Takashi. W końcu tak się po chwili przedstawił.
    Nie mogłem tego tak zostawić. To on! Na pewno! Wygląda przecież jak mój ukochany.
Po zajęciach podszedłem do niego i przywitałem się.
- P-przepraszam za tamto. Jestem Shino. Miło mi cię poznać. - Odparłem wesoło.
      Myślałem, że Takashi coś mi odpowie, ale tylko się uśmiechnął, pogłaskał po głowie i sobie poszedł, chowając przy tym ręce do kieszeni.
Tak naprawdę to cieszę się, że gdzieś się udał Dziwnie bym się czuł, gdyby zobaczył moje rumieńce, które właśnie wyszły na wierzch.
     Ten dotyk...Delikatny i bardzo dobrze przeze mnie znany. Chciałbym móc się do niego zbliżyć. Niestety nie wiem gdzie polazł, więc postanowiłem, że pójdę na dach. Może stamtąd gdzieś go wypatrzę. O ile jest na dworze.
     Byłem mile zaskoczony, gdy znalazłem go właśnie na dachu.
Zauważyłem, że opierał się o ścianę i miał zamknięte oczy.
Czyżby spał?
Podszedłem do niego i wyciągnąłem w jego stronę rękę.
Wystraszyłem się, bo chłopak nagle chwycił mnie za nadgarstek.
- Co ty miałeś zamiar zrobić? Dopiero co się tutaj przeniosłem, a już najadłem się wstydu przez ciebie i jeszcze zacząłeś za mną łazić. Chciałem być miły, więc cię zbyłem delikatnie, ale chyba błędnie odczytałeś ten gest. Dlatego powiem to jasno. Idź sobie gdzie indziej. - Powiedział całkowicie poważnie, a mnie zrobiło się głupio i smutno. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc uciekłem.
      Pomyliłem się. To nie może być ten z mojego snu! On nigdy by mnie tak nie potraktował! Jest kochany i czuły, a Takashi jak widać nie!
      Dobrze, że to była ostatnia lekcja, więc mogłem wrócić do domu. Źle czułbym się gdybym miał teraz siedzieć jeszcze w klasie i widzieć tego nowego.
      Wbiegłem do domu i klapnąłem na łóżko. Miałem ochotę na dobre się rozpłakać, ale zamiast tego zasnęło mi się.
      Oczywiście ciemnowłosy znowu mi się przyśnił.
      Usłyszałem od niego tylko: "przepraszam za to" i dostałem od niego jeszcze całusa w czoło, po czym zniknął, a ja się obudziłem.
       Nie rozumiałem tego snu. W każdym razie zapragnąłem, by te sny zniknęły. Jeśli będę je miał, to będzie mnie to boleć, gdyż mój ukochany wygląda jak Takashi.
        Było jeszcze dosyć wcześnie, aby kłaść się do snu, więc postanowiłem, że pójdę na spacer, by nieco poprawić sobie humor. Nie pomogło.
       Wróciłem do domu i po wzięciu prysznica oraz ubraniu wskoczyłem do łóżka. Tylko się wierciłem, więc otworzyłem okno, bo może dzięki wiosennemu powietrzu uda mi się zasnąć.
Wróciłem do łóżka i zamknąłem oczy. Musiałem już spać, bo ciemnowłosy był w moim pokoju, a konkretniej na łóżku, pochylając się w moją stronę.
- Jeszcze raz przepraszam cię, że cię zraniłem. Po prostu ty i ja...to magia. Nie chcę, by ten czar prysnął, dlatego chciałbym cię widywać tylko we śnie. Prawdziwy świat nas nie zrozumie. W nim razem nie możemy istnieć. To co jest między nami zniszczyłoby się. Shino...kocham cię. - Usłyszałem i po chwili zostałem czule pocałowany.
      Patrzyłem na niego jak przez mgłę. Chciałem dotknąć jego policzka, ale oczy same mi się zamknęły, a gdy je otworzyłem, był już ranek.
      Ten sen był niczym jawa. Taki prawdziwy. Miałem nawet wrażenie, że jego usta naprawdę zetknęły się z moimi.
***
       Zszedłem z chłopaka i wyszedłem przez okno. Spojrzałem jeszcze przez nie na Shino, który spał.
- Do zobaczenia w następnym śnie. - Szepnąłem i opuściłem dom chłopaka.
***
       Dzisiejszy sen był cudowny. Na początku był bolesny, ale gdy poszedłem do szkoły i okazało się, że Takashi się wypisał, zrozumiałem...Takashi był naprawdę tym chłopakiem ze snów.

Wybierz mnie!




Dlaczego? Dlaczego to przydarzyło się akurat mnie?! Czy moje serce nie może wybrać tego jednego? Każdego z nich zwodzę! Podobają mi się obydwaj, ale nie potrafię zdecydować się którego z nich kocham. Hiro jest opanowany, szarmancki i zawsze elegancki, a Shiro to taki łobuz, zawsze będący na luzie. Obaj są moimi przyjaciółmi, którzy zapałali do mnie głębszym uczuciem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wyznali mi swoje uczucia w tym samym momencie! A najdziwniejsze było to, że nie byli zaskoczeni wyznaniem drugiego, co oznacza, że wiedzieli iż ten drugi też jest we mnie zakochany! Od jak dawna oni potajemnie o mnie walczyli? Nie wiem i chyba nawet nie chcę tego wiedzieć! Najważniejsze jest to co się dzieje teraz.
Shiro i Hiro szepcą mi do ucha bym wybrał właśnie jego.
- A-ale ja nie potrafię się zdecydować. - Wydukałem i zaczerwieniłem się, bo moje słowa sprawiły iż zaczęli mnie dotykać i całować. Zapewne to miało być zachętą do podjęcia właściwej decyzji.
- Akira, proszę cię. Wybierz któregoś z nas. - Usłyszałem głos Shiro, który po chwili włożył rękę pod moją koszulkę.
- On ma rację. My już dłużej nie potrafimy się tobą dzielić. - Powiedział Hiro i pocałował w policzek.
Byłem kompletnie zdezorientowany. Nie wiedziałem jaką dać odpowiedź, ale jakąś musiałem. Nie chciałem popełnić błędu. Zauroczony byłem każdym z nich, ale tylko jeden może dać mi to szczęście, tą rozkosz, której pragnę.
- No dobrze. Wiem, że jednego z was moja odpowiedź zrani, ale wybieram...


Nienawidzisz mnie? Ok! Rozumiem!

     Miałem go dość! Odkąd Takuma zapisał się do mojej klasy nic tylko mi dokucza! Nie rozumiem tego! Nic mu nie zrobiłem! Po prostu się na mnie uwziął! Od tamtego czasu minął miesiąc i nic się nie poprawiło, a nawet częściej się ze mnie nabijał!
Przez niego chodzenie do szkoły stało się męczące. A to dźgał cię ołówkiem w bok, a to czochrał moje włosy, a to łaskotał w czasie zajęć, przez co miałem kłopoty, albo pisał mi w zeszytach, gdy wychodziłem na przerwę.
      Starałem się ignorować jego zaczepki, ale miarka się przebrała, gdy na wycieczce szkolnej nad morzem zapytał czy się z nim nie umówię i pocałował mnie w policzek. Co on sobie myślał?! Takie coś mnie nie bawi! Z resztą jego zachowanie w ogóle było wkurzające.
Popchnąłem go tak mocno, że aż upadł na piasek.
- Daj mi spokój! Dotarło do mnie, że mnie nienawidzisz, więc przestań już mi dokuczać! - Warknąłem.
      Sądziłem, że Takuma się na mnie rzuci z pięściami, albo zacznie znowu swoje zaczepki, ale tak się nie stało.
      Wstał, spojrzał na mnie jakbym wbił mu nóż w plecy i krzyknął, że nic nie rozumiem, po czym uciekł.
      Ta cała sytuacja była dziwna. O co mu chodziło? Cóż, nie ważne. Nie obchodzi mnie to. Nie będę się nim przejmować.
      Przez całą wycieczkę Takuma ani razu się mnie nie uczepił. Czyżby moje słowa na niego podziałały? Nareszcie! Koniec z dręczeniem mnie!
      Gdy wróciłem do szkoły ignorowałem chłopaka i on mnie też. Jednak coś mi tu nie pasowało, bo ilekroć koło niego przechodziłem, to patrzył się na mnie z wyrzutem. Postanowiłem, że z nim to wyjaśnię. Nie lubię mieć z kimś jakiś nieporozumień.
      W czasie przerwy chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem na dach.
- Musimy pogadać. - Zacząłem niezbyt miło, więc chrząknąłem, by zmienić nieco swój ton głosu.
- Dlaczego za każdym razem, gdy mnie widzisz, patrzysz na mnie takim wzrokiem zbitego szczeniaka? - Spytałem.
Takuma mi się wyrwał i spojrzał na mnie.
- A jak mam się na ciebie patrzeć?! Dałeś mi kosza, więc nic dziwnego, że twój widok mnie boli!
- Jakiego znowu kosza?! O czym ty bredzisz?! - Krzyknąłem zdezorientowany.
- Na wycieczce spytałem czy się ze mną umówisz, a ty mnie chamsko potraktowałeś! Wiesz jak długo zbierałem się, by cię o to zapytać!?
Niezbyt rozumiałem jego słowa, ale gdy po chwili powiedział, że przez ten cały czas mi dokuczał, bo chciał się do mnie zbliżyć, dotarło do mnie czemu się ze mnie nabijał.
- Czyli twoje zachowanie niczym u dziecka z podstawówki było końskimi zalotami? Jesteś licealistą! Skąd mogłem wiedzieć, że to sygnały, które miały mi pokazać, że ci się podobam!? - Powiedziałem oburzony.
- Nie jestem dobry w okazywaniu uczuć. W każdym razie skoro już wiesz co do ciebie czuję, to co będzie z nami? Chciałbyś ze mną chodzić? - Spytał i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
Ja pacnąłem się w czoło i westchnąłem.
- Naprawdę. Jak dziecko z podstawówki, ale niech ci będzie. Mogę spróbować z tobą chodzić. - Odparłem i chwyciłem go za rękę, czego po chwili pożałowałem, bo przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Spłonąłem czerwienią.
- C-co ty robisz?! - Wydukałem.
- Skoro jesteśmy parą, to mi chyba wolno, co nie? - Zachichotał i się uśmiechnął.
- G-głupek. - Burknąłem, nie puszczając jego dłoni.

26 kwietnia 2014

Maska

   

   Był rok 2013. Lipiec. Czas kiedy odbywał się letni festiwal. Wszędzie było pełno radosnych dzieci, dorosłych, sprzedawców, straganów z jedzeniem, ale nie tylko. Gdzieniegdzie znajdywano stoiska z różnymi grami, wróżbami czy akcesoriami takimi jak biżuteria lub maski. Wielu ludzi je odwiedzało, Toma też. Nie przepadał za festiwalami, ale postanowił, że dzisiaj pójdzie. Chciał po prostu zrobić coś, co nie jest w jego stylu, jednak nie wiedział, że ta decyzja zmieni całe jego życie.
   Na początku żałował, że przyszedł. Wszędzie słyszał wrzaski i było dużo ludzi. Toma był typem chłopaka, który wolał samotność i ciszę. Postanowił, że wróci do domu, ale kiedy stanął przy stoisku z maskami poczuł, że ktoś na niego patrzy. Odwrócił się, a zanim stał chłopak. Miał białe włosy i nosił białą lisią maskę. Wyglądał tajemniczo, co zaciekawiło Tomę. Chciał do niego podejść, ale gdy przecisnął się przez tłum, jego już nie było.
   Próbował go odnaleźć, ale bez skutku, w dodatku robiło się późno, więc musiał wracać. Westchnął smutno. Cóż miał zrobić? Bardzo mu zależało, by spotkać ponownie chłopaka. Poszedł więc jeszcze do stoiska z wróżbami. Pomyślał, że może ona da mu jakąś wskazówkę.
   Wylosował jedną z nich i po przeczytaniu jej, uśmiechnął się. Pisało na niej : Znajdziesz to czego szukasz. Schował karteczkę do kieszeni i uznał, że jeszcze przez chwilę go poszuka. W końcu mu się udało. Odnalazł go, stojącego pośród ludzi, który patrzył się na gwieździste niebo.
   Toma złapał go za rękę. Chłopak obrócił się w jego stronę i przechylił na bok głowę.
- Jestem Toma, a ty kim jesteś? Przyglądałeś mi się wcześniej. Chciałbym wiedzieć jak się nazywasz. - Zapytał. Niestety nie otrzymał odpowiedzi. Usłyszał od niego tylko chichot, a potem stało się coś zaskakującego.
Nieznajomy zasłonił mu oczy dłonią, po czym uniósł swoją maskę i pocałował Tomę. 
- Akira. - Szepnął jeszcze na pożegnanie.
   Gdy Toma mógł już cokolwiek zobaczyć, tamten zniknął. Przyłożył rękę do swoich ust. Nie spodziewał się czegoś takiego, a tym bardziej, że jemu to się spodoba.
   Po tym wydarzeniu udał się do domu.
   Akira siedział na dachu jednego z budynków i przyglądał się chłopakowi. Czuł, że on jest tym który mógłby być jego wybrankiem, ale to niestety było niemożliwe. Był człowiekiem, a Akira duchem, który miał już 300 lat. Pojawiał się na ziemi tylko w czasie letniego festiwalu. Tylko wtedy mógł pozostać wśród ludzi i poznawać świat. Nikt go nie mógł zauważyć, ale Toma był inny. Widział go czego nie potrafił zrozumieć. Chciałby poznać bliżej chłopaka, ale wybiła północ, więc Akira odszedł i opuścił ten świat.
                                                                   ***
   Minął rok od tamtego czasu. Toma udał się ponownie na festiwal w celu znalezienia białowłosego. Nie mógł o nim zapomnieć, zwłaszcza o tamtym pocałunku. Zrozumiał, że zakochał się w nim. Nie umiał przyjąć tego do wiadomości, ale w końcu się z tym pogodził.
   Znalazł Akirę po godzinie poszukiwań. Chwycił go za rękę i zaprowadził nad jezioro, gdyż nikogo tam nie było.
- Wszędzie cię szukałem. Przez cały ten rok nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Przez długi czas próbowałem cię odnaleźć, ale bezskutecznie. Dopiero dzisiaj mi się udało. - Powiedział Toma.
- Nic dziwnego Toma. Jestem duchem. Pojawiam się tylko w dzień festiwalu. - Odpowiedział Akira. Oczywiście chłopak nie uwierzył, ale gdy zauważył, że nie posiadał cienia, ani nie odbijał się w jeziorze, dotarło do niego, że nie żartował.
- Akira...kocham cię. Wiem, że to dziwne, ale tak właśnie jest. Cały czas o tobie myślałem. Chciałbym z tobą być.
- Toma, to niemożliwe. Jesteś człowiekiem. Musiałbyś stać się takim samym duchem jak ja. Nie mogę cię w niego zamienić. - Odparł ze smutkiem. Gdyby to zrobił Toma musiałby opuścić ten świat i miałby możliwość tylko odwiedzania go raz w roku. Straciłby rodzinę, przyjaciół i to z jego powodu? Też czuł coś do niego, ale czy to oznacza, że mógł mu wszystko odebrać, byleby miał u boku swoją miłość?
- Dlaczego nie możesz? Wolę być z tobą niż żyć sam na tym świecie. - Zapytał. Wolał wszystko poświęcić. Od zawsze czuł się inny. Ten świat nic dla niego nie znaczył. Uważał, że jeśli ma wybrać pomiędzy Akirą, a resztą, to wybiera Akirę. Tak postanowił i nic tego nie zmieni.
- Musiałbyś się ze mną połączyć, byś mógł stać się taki jak ja.
- Połączyć?
- No...kochać się ze mną. - Odpowiedział. Dla Tomy był to szok, ale ku zdziwieniu Akiry zgodził się.
Białowłosy został zaciągnięty do domu Tomy, a raczej do jego pokoju. Miał szczęście, że nie było rodziców w domu. Oni także byli na festiwalu, a póki on trwa nie pojawią się, a co najważniejsze chłopak nie zniknie.
Upadli razem na łóżko. Toma usiadł na chłopaku i uśmiechnął się do chłopaka.
- Akira...proszę. Zdejmij maskę. Chciałbym wiedzieć jak wyglądasz. - Odparł, po czym spojrzał na swojego wybranka. Mógł wreszcie go zobaczyć. Wyglądał tak jak go sobie wyobrażał. Miał tajemniczy wyraz twarzy i piękne zielone oczy.
- Jesteś śliczny. - Powiedział Toma i tym razem to on go pocałował, a po dwóch godzinach było już po wszystkim. Oboje czuli się wtedy wspaniale. Myśleli, że znają się niemal od zawsze, a teraz nic ich już nie rozdzieli.
   Toma stał się taki jak Akira. Był duchem. Mógł wreszcie być z kimś kogo kocha bez żadnych przeszkód.
   Wyszli razem nad jezioro trzymając się za ręce, by móc razem udać się do zaświatów. Oni zniknęli, a po nich został tylko jeden ślad...lisia maska, którą razem wrzucili do jeziora.
                                                                 ***
  Kiedy nastał kolejny rok oboje pojawili się na nim ze splecionymi dłońmi i już tak co roku razem spacerowali wśród bawiących się ludzi w czasie letniego festiwalu.

18 sierpnia 2013

Słodki Flirt - rozdział 12


 Wiem, że opowiadanie rzadko piszę, ale szczerze znudziło mi się ono, więc spodziewajcie się, że jak najszybciej będę chciała je zakończyć.


  Dziewczyna chaotycznie gestykulowała rękami, zaprzeczając temu co powiedział Wiktor. Przecież było to nieprawdą. Nigdy nie byli parą, zwłaszcza teraz. Nawet jeśli chłopak tak rzekł dla żartów, to nie powinien tego mówić przy Natanielu. Wiadomo, że weźmie jego słowa na poważnie. Poza tym on go nie zna, więc nic o nim nie wiedział.
   W jego oczach było widać zazdrość, lecz starał się to ukryć udając opanowanie.
-Wiktor jest moim przyjacielem z dzieciństwa i nic więcej. - Oznajmiła, próbując wyjaśnić całą tą niezręczną sytuację.

 -Nigdy nie byliśmy parą. On tylko żartował. - Dodała, patrząc to na Wiktora, to na Nataniela. Miała nadzieję, że jej uwierzy. W końcu to była prawda. Oczywiście Sonia wiedziała, że dla Wiktora nie jest obojętna, ale nie chciała z nim być, by nie zniszczyć ich przyjaźni. Widocznie nie mógł się z tym pogodzić, więc zdecydował przenieść się do tej szkoły. Teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia, bo ona ma już chłopaka. Choć przyjaciel o tym nie wie. Może jak go oświeci, to nie będzie już tak mówił?
-Zapomniałam was przedstawić. To jest mój chłopak Nataniel, a to Wiktor mój przyjaciel, co już wiesz. - Odparła wskazując wpierw na Nataniela, a później na Wiktora. Zauważyła w oczach blondyna cień ulgi, natomiast przyjaciel nie był tym faktem zadowolony. Su niezręcznie czuła się w tej sytuacji, dlatego postanowiła, że ulotni się do klasy. Pod pretekstem zajęć, które zaraz się odbędą, udała się do sali zostawiając chłopaków samych.
  Dziewczyna mogła odetchnąć, bo poniekąd miała spokój, ale wiedziała, że z tego wszystkiego nic dobrego nie wyjdzie. Znała Wiktora i to bardzo dobrze, więc jest pewna tego, że chłopak tak łatwo nie odpuści, mimo tego, że już wie iż chodzi z blondynem. Kiedy mieszkałam jeszcze w poprzednim mieście, przyjaciel nie odpuszczał i ciągle próbował ją do siebie przekonać, by byli czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Oczywiście Sonia jest uparta i ciągle mu odmawiała. Chciała by był tylko jej przyjacielem, bo nie chciała nic między nimi popsuć. Do dziś uważa, że dobrze zrobiła, bo w końcu i tak się przeprowadziła, więc ich związek rozpadłby się. Ale teraz chłopak jest tutaj, więc nic nie stoi na przeszkodzie, lecz tylko dla niego, bo Su już kogoś ma, a poza tym nic już nie czuję do przyjaciela. Dla Wiktora pewnie to nie problem, że chodzi z Natem, bo zapewne twierdzi, że może z nim zerwać, ale on nie ma pojęcia, że ona go nie kocha. Będzie musiała mu o tym powiedzieć, ale jeszcze nie teraz, bo atmosfera jest zbyt napięta, co było widać, gdy obaj weszli do klasy, ciągle mierząc siebie nawzajem groźnymi spojrzeniami. Niczym kot i pies. Jakby jeden z nich odgrywał rolę kota, a drugi psa i chyba nie trzeba mówić, kto jest kim. Wyjątkowo dzisiaj dziewczyna dziękowała, że w klasie mają pojedyncze ławki, bo gdyby były podwójne, to nie wiedziałaby z kim usiąść. Czy ze swoim chłopakiem, czy najlepszym przyjacielem. Gdyby zdecydowała się na którąś opcję, to zapewne jeden z nich poczułby się urażony, a nie chciała tego. Dlatego była zadowolona z powodu jednoosobowych ławek.
  Pytanie tylko co zrobi na przerwie i co się wydarzy?...


2 maja 2013

Słodki Flirt- rozdział 11

    Nic z tego nie rozumiała. Nie wiedziała skąd on tak nagle pojawił się tutaj, właśnie w tej szkole i to w dodatku wpadając na nią. Sądziła, że jest to tylko sen z którego się nie obudzi. Nie widziała go od czasu wyprowadzki, a nawet nie kontaktowali się przez ten czas. Nie dzwonił, nie pisał, kompletnie nic, a teraz był tutaj tak jakby od zawsze był przy niej. Znała go bardzo dobrze, w końcu byli przyjaciółmi od dzieciństwa, ale sądziła, że więź między nimi zanikła w momencie, kiedy musiała wyjechać. Zrozumiała, że nie jest to jednak prawda, ale skąd się on tutaj wziął i po co? Zapewne to on wysłał jej tą wczorajszą wiadomość. Ona aż do tej pory myślała, że to był Nataniel, ale jednak się pomyliła. Patrzyła na niego z wybałuszonymi oczami. Była w takim szoku, że nawet nie podniosła się z ziemi. On natomiast to zrobił i podał jej rękę, by pomóc jej wstać. Sonia patrzyła na niego przez chwilę i starała się trochę uspokoić.
-W-Wiktor, co ty tutaj robisz?! - Zapytała nie ukrywając zdziwienia. Co prawda nie ma mu tego za złe, że jest tutaj, ale nie przypuszczała, że jeszcze go kiedyś zobaczy, skoro do tej pory nie dawał znaku życia. Czyżby to przez to, że w momencie jej wyprowadzki, on wyznał jej, że czuje do niej coś więcej? Znali się przecież od małego i nie chciała niszczyć tej więzi, którą przez tyle lat budowali. Dlatego musiała złamać mu serce i dać mu do zrozumienia, że nic między nimi nie będzie. Na pewno go zraniła, ale nie mogła z nim być dla dobra ich przyjaźni. To nie tak, że nic do niego nie czuła. Tak naprawdę była w nim zakochana, ale co by było, gdyby ich związek rozpadłby się? Przyjaźń znikłaby i nie widywaliby się więcej, a tego nie chciała, więc musiała zrobić to co słuszne. Jednak teraz wszystko jest w porządku. Dzięki przyjechaniu do tego miasta, zapomniała o nim i nie była już w nim zakochana, gdyż poznała Nataniela i on jest dla niej tą miłością i to jego teraz kocha. Do Wiktora nic już nie czuje, ale nadal chce, by był jej przyjacielem. Miała nadzieję, że on pragnie tego samego i zapomniał o wcześniejszej sprawie. Jednak zastanawiała się dlaczego tak niespodziewanie znalazł się w tej szkole.
-Będę chodził do tej szkoły. Przemyślałem sobie wszystko i uznałem, że nie można tego tak zostawić. Znamy się tyle lat i nie chcę cię stracić. -Odpowiedział chłopak i wziął ją za rękę, patrząc w jej oczy. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Co prawda cieszy się, że jej stary dobry przyjaciel nie chce zrywać tej znajomości, ale w głębi serca czuła, że tutaj chodzi o coś więcej. Na razie postanowiła nie wgłębiać się w ten temat. Za bardzo się cieszyła, by o to pytać. Przytuliła Wiktora i uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że wszystko będzie tak jak dawniej, że znowu będzie miała u boku swojego przyjaciela. Dziewczyna odwróciła się, gdyż usłyszała czyjeś chrząknięcie. Okazało się, ze tą całą sytuację widział Nataniel, który nie wyglądał na zadowolonego.
-Kim on jest?- Zapytał dosyć oschłym tonem, kiedy do nich podszedł. Su chciała mu wszystko wyjaśnić, gdyż z boku faktycznie mogło wyglądać to nieciekawie.
-To jest Wiktor. To jest mój...
-Chłopak-Wtrącił się Wiktor, a Sonia tym co usłyszała, była zaskoczona, ale nie tak jak Nataniel, który w dodatku wyglądał na wściekłego. Ona oczywiście chciała powiedzieć, że jest to jej przyjaciel, ale jak na złość przez to jedno słowo, które wypowiedział Wiktor, wszystko się pokomplikowało.